Liliopolis x maybel

Udostępnij na:

„Kolor mnie posiadł. Nie muszę się za nim uganiać. Posiadł mnie na zawsze, wiem to. Oto sens szczęśliwej godziny: ja i kolor to jedno.”

Paul Klee

Tekst: Bartosz Dubiak
Zdjęcia: Michał Zagórny

Kiedy widzę barwę delikatnie czerwoną zestawioną z twardawym niebieskim, wyobraźnią wracam do spacerów, które dla mojej 10-letniej osoby były niesłychanie monotonne. Wśród dróg i skrzyżowań pól. Z pasami niebiesko-czerwonych głów maków i chabrów, jakby ram lub passe partout obejmujących zboża. Dziś napawa mnie to spokojem, darzy wolnością w której rozkładam na bok ręce, by czuć ciepły wiatr na ramieniu i między włóknami obszernej koszuli. Niebieski i czerwony to zdarzenia z natury uśmiechnięte, moje zmartwienia o kolorze minimum.

I o tym dzisiaj.

O kolorze, który koi i przywołuje echa.

Projekty wnętrz tworzone we współpracy z Borisem Kudličką, Maciejem Wandzlem oraz Jerzym Pielichowskim to wyselekcjonowane z koła barw połacie kolorów, których intensywność i nasycenie uruchamia w odbiorcy wehikuł czasu, naciska przycisk i przenosi do momentów pozbawionych walki, najczulej cichych i sercu przychylnych. To myślenie
płaszczyznami, bo skrojona kolorem przestrzeń to ta, która jest nim wykwintnie podzielona. Barwa stanowi wszech i tylko ten kto z nią spółkuje należycie ją okiełzna. Najtrafniej proces ten opisał Michał Marian Siedlecki, studiując mieszkanie Stanisława Wyspiańskiego:

„Pracownię stanowił duży pokój, oświetlony kilku oknami, pomalowany na kolor ciemnobłękitny. Dalsze pokoje były fantastycznie pomalowane, jeden koloru cytrynowego, drugi o dosyć zjadliwym różowym tonie. Kiedy się przechodziło z tych kolorowych pokoi do jego pracowni, wzrok gubił się w błękitnej atmosferze.”

Gubił się. W błękitnej atmosferze.

Wbrew panującym trendom i komercyjnie ich poszerzanej ważności, warto ubrać otoczenie w kolory, które nie powodują w nas szkód czy kolizji. Sień w bieli i beżu, z której biel jak podobrazie rozciągnie się po reszcie pomieszczeń. Wprost do sypialni, barwnie symbolizującej rozkwit i ruch. Poprzez kuchnię, jadalnię i łazienkę – gdzie chełpi się błękit. Do salonu, który w eklektycznej malarskości przedstawi cały Twój życiorys; granatem i zielenią aksamitu przypomni huśtawkę nad letnim jeziorem, a miodem fornirów i złotem okuć słońce, które tak jaskrawo błyszczało rozświetlając na chwilę oczy.

Zmysłem wzroku doświadczasz wszystkich zmysłów.
Barwnie słyszysz i barwnie widzisz.
To czysta synestezja.

Odłożyliśmy na bok wszystkie spowszedniałe wytyczne dotyczące użycia kolorów. Żyjemy w czasach, które nauczyły nas ich używania, a utarte schematy porad przyprawiły o doświadczenie w ich wyborze i stosowaniu. W tej felietonowej podróży skupimy się na życiu kolorów w naszym życiu. Jak powyżej – na wartościach i obrazach jakie ze sobą niosą oraz na momentach, w których zdajemy sobie sprawę, że zawsze żyły tuż obok trzymając w cząstkach pigmentu zapomniane chwile. Udowodnimy, że barwa może być domem, może przenosić zapachy i gesty. Wyciszać i pobudzać. Odkrywać i chronić przed ciemnością nocy.

Tak jak ze mną, kiedy patrzyłem na delikatną czerwień rozgrzany do czerwoności i pokorniałem.

Świat spowolnił i był życzliwy – jak w maybel.